Przejdź do głównej zawartości

Historia

 

i większą bransoletę. Tym sposobem twoja Sara będzie cię kosztowała: folwark i dwa talenty rocznie gotowizną, a dziesięć krów, byczka, łańcuch i bransoletę złotą jednorazowo. To dasz jej ojcu, zacnemu Gedeonowi; jej zaś samej co ci się podoba.

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

-  Cóż na to Sara? - spytał książę.

-  Przez czas układów chodziła między drzewami. A gdyśmy zakończyli sprawę i zapili do- brym winem żydowskim, powiedziała ojcu... - wiesz co?... Że gdyby jej nie oddał tobie, we- szłaby na skałę i rzuciłaby się głową na dół. Teraz chyba będziesz spał spokojnie - zakończył Tutmozis.

-   Wątpię - rzekł następca opierając się o balustradę i patrząc w najpustszą stronę parku. - Czy wiesz, że w drodze spotkaliśmy powieszonego chłopa...

-  O!... to gorsze od skarabeuszów - syknął Tutmozis.

-  Powiesił się sam z rozpaczy, że wojsko zasypało mu kanał, który przez dziesięć lat kopał w pustyni.

-  No, ten człowiek już śpi twardo... Więc chyba pora i nam...

-  Ten człowiek był skrzywdzony - mówił książę - trzeba znaleźć jego dzieci, wykupić i dać im kawałek ziemi w dzierżawę.

-  Ale trzeba to zrobić w wielkiej tajemnicy - wtrącił Tutmozis - bo inaczej zaczną się wie- szać wszyscy chłopi, a nam, ich panom, żaden Fenicjanin nie pożyczy miedzianego utena.

-  Nie żartuj. Gdybyś widział oblicze tego chłopa, nie zasnąłbyś jak i ja...

Wtem z dołu, spomiędzy gęstwiny, odezwał się głos niezbyt silny, lecz wyraźny:

-   Niech błogosławi cię, Ramzesie, jedyny i wszechmocny Bóg, który nie ma imienia w ludzkim języku ani posągów w świątyniach!

Obaj młodzi ludzie, zdumieni, wychylili się.

-  Kto jesteś?.. - zawołał książę.

-  Jestem skrzywdzony lud egipski - powoli i spokojnie odpowiedział głos.

Potem wszystko ucichło. Żaden ruch, żaden szelest gałęzi nie zdradził ludzkiej obecności w tym miejscu. Na rozkaz księcia wybiegła służba z pochodniami, spuszczono psy i przeszu- kano wszystkie zarośla otaczające dom następcy. Ale nie było nikogo.

-  Kto to mógł być?... - pytał Tutmozisa wzruszony książę. - Może duch tego chłopa?...

-    Duch?... powtórzył adiutant. - Nigdy nie słyszałem gadających duchów, choć nieraz trzymałem straż przy świątyniach i grobach. Prędzej przypuszczałbym, że ten, który odezwał się do nas, jest jakimś twoim przyjacielem.

-  Dlaczegoż by się ukrywał?

-   A co ci to szkodzi? - rzekł Tutmozis. - Każdy z nas ma dziesiątki, jeżeli nie setki niewi- dzialnych wrogów. Dziękuj więc bogom, że masz choć jednego niewidzialnego przyjaciela.

-  Nie zasnę dziś... - szepnął wzburzony książę.

-   Dajże spokój!... Zamiast biegać po tarasie, usłuchaj mnie i legnij. Widzisz, sen - to po- ważne bóstwo i nie wypada mu gonić za tymi, którzy biegają jelenim kro- kiem. Gdy się zaś położysz na wygodnej kanapie, sen, który lubi wygodę, siądzie przy tobie i okryje cię swoim wielkim płaszczem, który zasłania ludziom nie tylko oczy, ale i pamięć.

To mówiąc Tutmozis posadził Ramzesa na kanapie, potem przyniósł podstawkę z kości słoniowej w formie księżyca na nowiu i położywszy księcia umieścił mu głowę na podporze... Następnie opuścił płócienne ściany namiotu, sam położył się na podłodze i - w kilka minut zasnęli obaj.


ROZDZIAŁ SZÓSTY

Do pałacu faraona pod Memfisem wchodziło się przez bramę osadzoną między dwoma pięciopiętrowymi wieżami, czyli - pylonami. Zewnętrzne ściany tych budowli, wzniesionych z szarego piaskowca, od dołu do góry były okryte płaskorzeźbami. Na szczycie bramy wzno- sił się herb czy symbol państwa: skrzydlata kula, spoza której wychylały się dwa węże. Poni- żej siedział rząd bogów, którym faraonowie składali ofiary. Na bocznych słupach wyrzeźbio- no również wizerunki bogów, w pięciu kondygnacjach, jedna nad drugą, a u dołu - hierogli- ficzne napisy.

Na ścianach każdego pylonu główne miejsce zajmowała płaskorzeźba Ramzesa Wielkiego, który w jednej ręce miał podniesiony topór, a drugą trzymał za włosy gromadę ludzi związa- nych w pęk niby pietruszka. Powyżej króla stały lub siedziały znowu dwie kondygnacje bo- gów; jeszcze wyżej szereg ludzi niosących ofiary, a pod samym szczytem pylonów - wize- runki skrzydlatych wężów, przeplatane wizerunkami skarabeuszów.

Te pięciopiętrowe pylony, o ścianach zwężających się ku górze, trzypiętrowa brama, która je łączyła, płaskorzeźby, w których porządek mięszał się z ponurą fantazją, a pobożność z okrucieństwem, robiły przygnębiające wrażenie. Zdawało się, że trudno tu wejść, niepodobna wyjść, a żyć ciężko.

Z bramy, przed którą stało wojsko i tłum drobnych urzędników, wchodziło się na dziedzi- niec otoczony krużgankami, wspartymi na piętrowych słupach. Był to ozdobny ogródek, w którym hodowano aloesy, małe palmy, drzewa pomarańczowe i cedry w wazonach, wszystko wyciągnięte w szeregi i dobrane według wzrostu. Na środku tryskała fontanna; ścieżki wysy- pano kolorowym piaskiem.

Tu, pod krużgankami, siedzieli lub przechadzali się wyżsi urzędnicy państwa szepcząc po cichu. Z dziedzińca, przez wysokie drzwi, szło się do sali wspartej na dwunastu kolumnach trzypiętrowych. Sala była duża, lecz z powodu grubości kolumn wydawała się ciasną. Oświe- tlały ją drobne okienka w ścianach i duży prostokątny otwór w suficie. Panował tu chłód i cień, prawie zmrok, który jednak nie przeszkadzał widzieć żółtych ścian i słupów pokrytych kondygnacjami malowideł. W górze liście i kwiaty, niżej bogowie, jeszcze niżej ludzie, któ- rzy nieśli ich posągi lub składali ofiary, a między tymi grupami szeregi hieroglifów. Wszystko to było malowane wyraźnymi, prawie ostrymi kolorami: zielonym, czerwonym i niebieskim.

W tej sali, z wzorzystą posadzką mozaikową, stali w ciszy, białych szatach i boso - kapła- ni, najwyżsi urzędnicy państwa, minister wojny Herhor tudzież wo- dzowie: Nitager i Patro- kles, wezwani do faraona.

Jego świątobliwość Ramzes XII, jak zwykle przed naradą, składał ofiary bogom w swojej kaplicy. Ciągnęło się to dość długo. Co chwilę z dalszych komnat wbiegał jakiś kapłan albo urzędnik komunikując wiadomości o przebiegu nabożeństwa.

-   Już pan złamał pieczęć od kaplicy... Już myje święte bóstwo... Już je ubiera... Już za- mknął drzwi...

Na twarzach obecnych, pomimo ich dostojeństw, malował się niepokój i zgnębienie. Tylko Herhor był obojętny, Patrokles niecierpliwy, a Nitager od czasu do czasu mącił uroczystą ci- szę swoim potężnym głosem. Za każdym tak nieprzyzwoitym odezwaniem się starego wodza dworacy poruszali się niby spłoszone owce, a potem spoglądali na siebie jakby mówiąc:

„To gbur, całe życie ugania się za barbarzyńcami, więc można mu wybaczyć...” W dal- szych komnatach odezwał się dźwięk dzwonków i chrzęst broni. Do sali weszło dwoma rzę- dami kilkunastu gwardzistów w złotych hełmach i napierśnikach, z obnażonymi mieczami, potem dwa szeregi kapłanów, a nareszcie ukazał się faraon, niesiony na tronie, otoczony ob- łokami dymu z kadzielnic.


Władca Egiptu, Ramzes XII, był to człowiek blisko sześćdziesięcioletni, z twarzą zwiędłą. Miał na sobie białą togę, na głowie czerwono-biały kołpak ze złotym wężem, w ręku długą laskę. Kiedy orszak ukazał się, wszyscy upadli na twarz. Tylko Patrokles, jako barbarzyńca poprzestał na niskim ukłonie, a Nitager przyklęknął na jedno kolano, lecz wnet podniósł się.

Lektyka zatrzymała się przed baldachimem, pod którym na wzniesieniu stał tron hebano- wy. Faraon z wolna zeszedł z lektyki, chwilę popatrzył na obecnych, a potem, usiadłszy na tronie, utkwił oczy w gzyms sali, na którym była wymalowana różowa kula z niebieskimi skrzydłami i zielonymi wężami.

Na prawo od faraona stanął wielki pisarz, na lewo sędzia z laską, obaj w ogromnych peru- kach.

Na znak dany przez sędziego wszyscy usiedli albo uklękli na podłodze, zaś pisarz odezwał się do faraona:

-   Panie nasz i władco potężny! Twój sługa Nitager, wielki strażnik granicy wschodniej, przyjechał, aby złożyć ci hołdy, i przywiózł haracz od pobitych narodów: wazę z zielonego kamienia pełną złota, trzysta wołów, sto koni i wonne drzewo teszep.

-   Nędzny to haracz, mój panie - odezwał się Nitager. - Prawdziwe skarby znaleźlibyśmy dopiero nad Eufratem, gdzie pysznym, choć jeszcze słabym królom bardzo potrzeba przypo- mnieć czasy Ramzesa Wielkiego.

-    Odpowiedz słudze memu Nitagerowi - rzekł do pisarza faraon - że jego słowa będą wzięte pod pilną uwagę. A teraz zapytaj go: co sądzi o wojskowych zdolnościach syna mego i następcy, z którym wczoraj miał zaszczyt zetrzeć się pod Pi-Bailos?

-  Nasz władca, pan dziewięciu narodów, zapytuje cię, Nitagerze... - zaczął pisarz. Wtem, ku największemu zgorszeniu dworaków, wódz przerwał szorstko.

-   Sam słyszę, co mówi pan mój... Ustami zaś jego, kiedy zwraca się do mnie, mógłby być tylko następca tronu, nie zaś ty, wielki pisarzu.

Pisarz z przerażeniem spojrzał na śmiałka, ale faraon rzekł:

-  Mówi prawdę mój wierny sługa Nitager. Minister wojny ukłonił się.

Teraz sędzia obwieścił wszystkim obecnym: kapłanom, urzędnikom i gwardii, że mogą wyjść na dziedziniec, i sam wraz z pisarzem, skłoniwszy się tronowi, pierwsi opuścili salę. Został w niej tylko faraon, Herhor i dwaj wodzowie.

-   Nakłoń uszy swoje, władco, i wysłuchaj skargi - zaczął Nitager. - Dziś z rana kapłan- urzędnik, który z twego rozkazu przyszedł namaścić włosy moje, powiedział mi, ażebym idąc do ciebie zostawił sandały w przysionku. Tymczasem wiadomo jest nie tylko w Górnym i Dolnym Egipcie, ale u Chetów, w Libii, Fenicji i w kraju Punt, że dwadzieścia lat temu dałeś mi prawo stawania przed tobą w sandałach.

-  Mówisz prawdę - rzekł faraon. - Do mego dworu zakradły się różne nieporządki...

-  Tylko rozkaż, królu, a moi weterani zaraz zrobią ład... - pochwycił Nitager.

Na znak dany przez ministra wojny wbiegło kilku urzędników; jeden przyniósł sandały i obuł Nitagera, inni naprzeciw tronu ustawili kosztowne taborety dla ministra i wodzów.

Gdy trzej dostojnicy usiedli, faraon zapytał:

-    Powiedz mi, Nitagerze, czy sądzisz, że mój syn będzie wodzem?... Ale mów szczerą prawdę.

-   Na Amona z Teb, na sławę moich przodków, w których płynęła krew królewska, przy- sięgam, że Ramzes, twój następca, będzie wielkim wodzem, jeżeli mu pozwolą bogowie - odparł Nitager. - Młody to jest chłopak, jeszcze pacholę, a jednak z wielką umiejętnością ze- brał pułki, zaopatrzył i marsz im ułatwił. Najwięcej zaś podoba mi się, że nie stracił głowy, kiedy mu przeciąłem drogę, lecz poprowadził swoich do ataku. On będzie wodzem i zwycięży Asyryjczyków, których dziś trzeba pobić, jeżeli nasze wnuki nie mają zobaczyć ich nad Ni- lem.


-  Cóż ty na to, Herhorze? - zapytał faraon.

-   Co się tyczy Asyryjczyków, myślę, że dostojny Nitager za wcześnie kłopocze się nimi. Jeszcze jesteśmy chorzy po dawnych wojnach i musimy pierwej dobrze się wzmocnić, zanim rozpoczniemy nową - mówił minister.

-   Co się zaś tyczy następcy tronu, Nitager sprawiedliwie mówi, że młodzian ten posiada zalety wodza: jest przezorny jak lis i gwałtowny jak lew. Mimo to wczoraj popełnił dużo błę- dów...

-  Kto z nas ich nie popełnia!... - wtrącił milczący dotąd Patrokles.

-  Następca - ciągnął minister - mądrze prowadził główny korpus, ale zaniedbał swój sztab, przez co maszerowaliśmy tak wolno i nieporządnie, że Nitager mógł zabiec nam drogę...

-  Może Ramzes liczył na waszą dostojność? - spytał Nitager.

-    W rządzie i wojnie na nikogo nie liczy się: o jeden niedopatrzony kamyk można się przewrócić - rzekł minister.

-   Gdybyś wasza dostojność - odezwał się Patrokles - nie zepchnął kolumny z gościńca z powodu tych tam skarabeuszów...

-   Jesteś wasza dostojność cudzoziemcem i poganinem - odparł Herhor - więc tak mówisz. My zaś, Egipcjanie, rozumiemy, że gdy lud i żołnierze przestaną szanować skarabeusza, sy- nowie ich przestaną się bać u r e u s a. Z lekceważenia bogów rodzi się bunt przeciw fara- onowi...

-  A od czego topory? - przerwał Nitager. - Kto chce zachować głowę na plecach, niech słu- cha najwyższego wodza.

-  Jakaż więc jest twoja ostateczna myśl o następcy? - spytał faraon Herhora..

-   Żywy obrazie słońca, synu bogów - odparł minister. - Każ Ramzesa namaścić, daj mu wielki łańcuch i dziesięć talentów, ale wodzem korpusu Menfii jeszcze go nie mianuj. Książę na ten urząd jest za młody, za gorący, niedoświadczony. Czy więc możemy uznać go równym Patroklesowi, który w dwudziestu bitwach zdeptał Etiopów i Libijczyków? A czy możemy stawiać go obok Nitagera, którego samo imię od dwudziestu lat przyprawia o bladość naszych wrogów ze wschodu i północy?

Faraon oparł głowę na ręku, pomyślał i rzekł:

-  Odejdźcie w spokoju i łasce mojej. Uczynię, jak nakazuje mądrość i sprawiedliwość.

Dostojnicy skłonili się głęboko, a Ramzes XII nie czekając na świtę przeszedł do dalszych komnat.

Kiedy dwaj wodzowie znaleźli się sami w przysionku, Nitager odezwał się do Patroklesa:

-   Tu widzę, rządzą kapłani jak u siebie. Ale jaki to wódz ten Herhor!... Pobił nas, nim przyszliśmy do słowa, i nie da korpusu następcy...

-  Mnie tak pochwalił, że nie śmiałem się odezwać - odparł Patrokles.

-  Zresztą on daleko widzi, choć nie wszystko mówi. Za następcą wcisnęliby się do korpusu rozmaite paniczyki, co to ze śpiewaczkami jeżdżą na wojnę, i oni zajęliby najwyższe posady. Naturalnie starzy oficerowie zaczęliby próżnować z gniewu, że ich awans ominął; eleganci musieliby próżnować dla zabaw, i - korpus popękałby, nawet nie uderzywszy o nieprzyjacie- la. O, Herhor to mędrzec!...

-   Bodajby nas nie kosztowała więcej jego mądrość aniżeli niedoświadczenie Ramzesa - szepnął Grek.

Przez szereg komnat pełnych kolumn i ozdobionych malowidłami, gdzie w każdych drzwiach kapłani i pałacowi urzędnicy składali mu niskie ukłony, faraon przeszedł do swego gabinetu. Była to dwupiętrowa sala o ścianach z alabastru, na których złotem i jaskrawymi farbami odmalowano najznakomitsze wypadki panowania Ramzesa XII, a więc: hołdy skła- dane mu przez mieszkańców Mezopotamii, poselstwo od króla Buchtenu i triumfalną podróż bożka Chonsu po kraju Buchten.


W sali tej znajdował się malachitowy posążek Horusa z ptasią głową, ozdobiony złotem i klejnotami, przed nim ołtarz w formie ściętej piramidy, broń królewska, kosztowne fotele i ławki tudzież stoliki zapełnione drobiazgami.

Gdy faraon ukazał się, jeden z obecnych kapłanów spalił przed nim kadzidło, a jeden z urzędników zameldował następcę tronu, który niebawem wszedł i nisko ukłonił się ojcu. Na wyrazistej twarzy księcia było widać gorączkowy niepokój.

-  Cieszę się, erpatre - rzekł faraon - że wracasz zdrowym z ciężkiej podróży.

-   Obyś wasza świątobliwość żył wiecznie i dziełami swoimi napełnił oba światy - odparł książę.

-  Dopiero co - mówił faraon - moi radcy wojenni opowiadali mi o twojej pracy i roztropno- ści.

Twarz następcy drżała i mieniła się. Wpił wielkie oczy w faraona i słuchał.

-  Czyny twoje nie zostaną bez nagrody. Otrzymasz dziesięć talentów, wielki łańcuch i dwa greckie pułki, z którymi będziesz robił ćwiczenia.

Książę osłupiał, lecz po chwili zapytał stłumionym głosem:

-  A korpus Menfii?...

-   Za rok powtórzymy manewry, a jeżeli nie popełnisz żadnego błędu w prowadzeniu woj- ska, dostaniesz korpus.

-  Wiem, to zrobił Herhor!... - zawołał następca ledwie hamując się z gniewu. Obejrzał się wkoło i dodał:

-   Nigdy nie mogę być sam z tobą, mój ojcze... Zawsze między nami znajdują się obcy lu- dzie.

Faraon z lekka poruszył brwiami i jego świta znikła jak gromada cieniów.

-  Co masz mi do powiedzenia?

-   Tylko jedno, ojcze... Herhor jest moim wrogiem... On oskarżył mnie przed tobą i naraził na taki wstyd!...

Mimo pokornej postawy książę gryzł wargi i zaciskał pięści.

-   Herhor jest moim wiernym sługą, a twoim przyjacielem. Jego to wymowa sprawiła, że jesteś następcą tronu. To ja - nie powierzam korpusu młodemu wodzowi, który pozwolił od- ciąć się od swojej armii.

-   Połączyłem się z nią!... - odparł zgnębiony następca - To Herhor kazał okrążać dwa żu- ki...

-  Chcesz więc, ażeby kapłan wobec wojska lekceważył religię?

-   Mój ojcze - szeptał Ramzes drżącym głosem - ażeby nie zepsuć pochodu żukom, znisz- czono budujący się kanał i zabito człowieka.

-  Ten człowiek sam podniósł rękę na siebie.

-  Ale z winy Herhora.

-   W pułkach, które tak umiejętnie zgromadziłeś pod Pi-Bailos, trzydziestu ludzi umarło ze zmęczenia, a kilkuset jest chorych.

Książę spuścił głowę.

-  Ramzesie - ciągnął faraon - przez usta twoje nie przemawia dostojnik państwa, który dba o całość kanałów i życie robotników, ale człowiek rozgniewany. Gniew zaś nie godzi się ze sprawiedliwością jak jastrząb z gołębiem.

-   O mój ojcze! - wybuchnął następca - jeżeli gniew mnie unosi, to dlatego że widzę nie- chęć dla mnie Herhora i kapłanów...

-   Przecież sam jesteś wnukiem arcykapłana, kapłani uczyli cię... Poznałeś więcej ich ta- jemnic, aniżeli którykolwiek inny książę...

-   Poznałem ich nienasyconą dumę i chęć władzy. A że ukrócę to... więc już dziś są moimi wrogami... Herhor nie chce mi dać nawet korpusu, gdyż woli rządzić całą armią...


Wyrzuciwszy te niebaczne słowa następca struchlał. Ale władca podniósł na niego jasne spojrzenie i odparł spokojnie:

-   Armią i państwem rządzę ja. Ze mnie płyną wszelkie rozkazy i wyroki. Na tym świecie jestem wagą Ozirisa i sam ważę sprawy moich sług: następcy i ministra czy ludu. Nieroztrop- nym byłby ten, kto by sądził, że nie są mi znane wszystkie gwichty.

-  Jednak gdybyś, ojcze, patrzył na bieg manewrów własnymi oczami...

-   Może zobaczyłbym wodza - przerwał faraon - który w stanowczej chwili rzuca wojsko i ugania się po krzakach za izraelską dziewczyną. Ale ja o takich błahostkach nie chcę wie- dzieć.

Książę upadł do nóg ojcu szepcząc:

-  Tutmozis powiedział ci o tym, panie?

-  Tutmozis jest dzieciakiem jak i ty. On już robi długi, jako szef sztabu w korpusie Menfi, i myśli w swym sercu, że oko faraona nie dosięgnie jego spraw w pustyni...


ROZDZIAŁ SIÓDMY

W kilka dni później książę Ramzes został wezwany przed oblicze najczcigodniejszej matki swojej, Nikotris, która była drugą żoną faraona, a dziś największą panią w Egipcie.

Bogowie nie omylili się, powołując ją na rodzicielkę króla. Była to osoba wysoka, dość pełna i pomimo czterdziestu lat jeszcze piękna. Nade wszystko w oczach, twarzy i całej po- staci jej był taki majestat, że nawet gdy szła samotna, w skromnej szacie kapłanki, ludzie schylali przed nią głowy.

Dostojna pani przyjęła syna w gabinecie wyłożonym fajansowymi płytami. Siedziała na inkrustowanym krześle, pod palmą. U jej nóg, na stołeczku leżał mały piesek; z drugiej strony klęczała czarna niewolnica z wachlarzem. Królewska małżonka miała na sobie muślinowy płaszcz, haftowany złotem, a na peruce obrączkę ozdobioną klejnotami w formie lotosu.

Kiedy książę nisko ukłonił się, piesek obwąchał go i znowu położył się, a pani skinąwszy głową zapytała:

-  Z jakiegoż to powodu, Ramzesie, żądałeś ode mnie posłuchania?

-  Jeszcze przed dwoma dniami, matko.

-  Wiedziałam, że jesteś zajęty. Ale dziś oboje mamy czas i mogę cię wysłuchać.

-  Tak mówisz do mnie, matko, jakby owionął mnie nocny wiatr pustyni, i już nie mam od- wagi przedstawić ci mojej prośby.

-  Więc zapewne chodzi o pieniądze? Ramzes zmieszany spuścił głowę.

-  Dużo ci też potrzeba?

-  Piętnaście talentów...

-   O bogowie! - zawołała pani - wszak parę dni temu wypłacono ci dziesięć talentów ze skarbu. Przejdź się, moja dziewczynko, po ogrodzie, musisz być zmęczona - rzekła monar- chini do czarnej niewolnicy. Gdy zaś zostali oboje z synem, zapytała księcia:

-  Więc twoja Żydówka jest aż tak wymagająca? Ramzes zarumienił się, ale podniósł głowę.

-   Wiesz, matko, że tak nie jest - odparł. - Ale obiecałem nagrodę wojsku i... nie mogę jej wypłacić!...

Królowa przypatrywała mu się ze spokojną dumą.

-  Jak to niedobrze - odezwała się po chwili - kiedy syn robi postanowienia nie naradziwszy się z matką. Właśnie, pamiętając o twoim wieku, chciałam ci dać niewolnicę fenicką, którą przysłał mi Tyr, z dziesięcioma talentami posagu. Ale ty wolałeś Żydówkę.

-  Podobała mi się. Tak pięknej nie ma między twymi służebnicami, matko, ani nawet mię- dzy kobietami jego świątobliwości...

-  Ależ to Żydówka!...

-   Nie uprzedzaj się; matko, błagam cię... To jest fałsz, że Żydzi jedzą wieprzowinę i zabi- jają koty...

Dostojna pani uśmiechnęła się.

-   Mówisz jak chłopiec z najniższej szkoły kapłańskiej - odparła wzruszając ramionami - a zapominasz o tym, co powiedział Ramzes Wielki: „Lud żółty jest liczniejszym i bogatszym od nas; działajmyż przeciw niemu, lecz ostrożnie, aby nie stał się jeszcze silniejszym...” Nie sądzę więc, ażeby dziewczyna z tego ludu była właściwa na pierwszą kochankę następcy fa- raona.

-  Czyliż słowa Ramzesa mogą odnosić się do córki nędznego dzierżawcy!... - zawołał ksią- żę. - Gdzie wreszcie są ci Żydzi u nas?... Trzy wieki temu jak opuścili Egipt, a dzisiaj tworzą śmieszne państwo, rządzone przez kapłanów...


-  Widzę - odpowiedziała dostojna pani z lekka marszcząc brwi - że twoja kochanka nie tra- ci czasu... Bądź ostrożny, Ramzesie!... Pamiętaj, że wódz ich, Messu, jest to kapłan zdrajca, którego w naszych świątyniach po dziś dzień przeklinają... Pamiętaj, że Żydzi wynieśli więcej skarbów z Egiptu, aniżeli była warta praca ich kilku pokoleń: zabrali nam nie tylko złoto, ale i wiarę w Jedyne- go i nasze święte prawa, które dziś ogłaszają za własne. Nareszcie wiedz o tym - dodała z mocą - że córki tego ludu wolą śmierć aniżeli łoże obcego człowieka. A jeżeli oddają się, nawet nieprzyjacielskim wodzom, to chyba w tym celu, ażeby albo zjednać ich dla swojej polityki, albo zabić...

-   Wierz mi, matko, że wszystkie te wieści rozgłaszają kapłani. Nie chcą oni dopuścić do podnóżka tronu ludzi innej wiary, którzy mogliby służyć faraonowi przeciw nim...

Monarchini podniosła się z krzesła i założywszy ręce na piersiach ze zdumieniem przypa- trywała się synowi.

-  Więc to prawda, co mi mówiono, że jesteś wrogiem kapłanów - rzekła. - Ty, ich ukocha- ny uczeń?...

-  Jeszcze muszę mieć ślady ich kijów na plecach!... - odparł książę.

-   Ależ twój dziad, a mój ojciec, mieszkający z bogami, Amenhotep, był arcykapłanem i posiadał rozległą władzę w kraju.

-   Właśnie dlatego, że mój dziad był władcą i ojciec jest nim, ja nie mogę znieść władzy Herhora...

-  Na to stanowisko wprowadził go twój dziad, święty Amenhotep...

-  A ja go strącę.

Matka wzruszyła ramionami.

-   I to ty - odezwała się ze smutkiem - chcesz dowodzić korpusem?... Ależ ty jesteś roz- pieszczona dziewczyna, nie mąż i wódz...

-  Jak to?... - przerwał książę, z trudnością powstrzymując się od wybuchu.

-  Nie poznaję syna mego... Nie widzę w tobie przyszłego pana Egiptu!... Dynastia w twojej osobie będzie jak nilowe czółno bez steru... Wypędzisz z dworu kapłanów, a któż ci zosta- nie?... Kto będzie twoim okiem w Dolnym i Górnym Kraju, kto za granicą?... A przecież fa- raon musi widzieć wszystko, na cokolwiek pada boski promień Ozirisa...

-  Kapłani będą moimi sługami, nie ministrami...

-   Oni też są najwierniejszymi sługami. Dzięki ich modłom ojciec twój panuje trzydzieści trzy lat i unika wojen, które mogłyby być zgubnymi...

-  Dla kapłanów.

-   Dla faraona, dla państwa!... - przerwała. - Czy ty wiesz, co się dzieje z naszym skarbem, z którego w jednym dniu bierzesz dziesięć talentów, a żądasz jeszcze piętnastu?... Czy wiesz, że gdyby nie ofiarność kapłanów, którzy dla skarbu nawet bogom zabierają prawdziwe klej- noty, a podsuwają sztuczne, czy wiesz, że dobra królewskie byłyby już w rękach Fenicjan?...

-  Jedna szczęśliwa wojna zaleje nasze kasy jak przybór Nilu nasze pola. Wielka pani roześmiała się.

-  Nie - rzekła - ty, Ramzesie, jesteś jeszcze takim dzieckiem, że nawet nie można poczyty- wać za grzech twoich słów bezbożnych. Proszę cię, zajmij się greckimi pułkami i jak najprę- dzej pozbądź się żydowskiej dziewczyny, a politykę zostaw... nam...

-  Dlaczego mam pozbyć się Sary?

-  Bo gdybyś miał z nią syna, mogłyby powstać zawikłania w państwie, które i tak ma dość kłopotów. Na kapłanów - dodała pani - możesz gniewać się, byleś ich publicznie nie obrażał. Oni wiedzą, że trzeba wiele wybaczyć następcy tronu, osobliwie jeżeli ma tak burzliwy cha- rakter. Ale czas uspokoi wszystko, na chwałę dynastii i pożytek państwu.

Książę rozmyślał. Nagle odezwał się.

-  Więc nie mogę rachować na pieniądze ze skarbu?

Komentarze

  1. This is the right website for anybody who really wants to find out about this topic. You know a whole lot about this topic. Wonderful post, it’s just excellent. Check this: Micro Center Black Friday 2019

    OdpowiedzUsuń
  2. A must read write-up, thanks for uploading this information, is the right article for me. The contents is so motivating and inspiring. You must be a webmaster because are so wonderful. Thanks for the pretty ideas shared. Check Here  federal university Gusau post utme past questions

    OdpowiedzUsuń
  3. While looking for articles on these topics, I came across this article on the site here. As I read your article, I felt like an expert in this field. Download FUGUS Post UTME Past Question and Answers

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jezioro

  -   przy mnie miejsce Żydówki?... - z ironią zapytał Ramzes. -   Musiałbyś się postarać, ażeby ci zapomniano dzisiejszy błąd. -    Całuję stopy twoje, matko, i odchodzę - rzekł Ramzes chwytając się za głowę. - Tyle tu słyszałem dziwnych rzeczy, że zaczynam się bać, ażeby Nil nie popłynął w stronę katarakt albo piramidy nie przeszły na pustynię wschodnią. -    Nie bluźnij, dziecko moje - szepnęła pani, z trwogą patrząc na syna. - W tym kraju wi- dywano dziwniejsze cuda... -   Czy nie te - spytał z gorzkim uśmiechem syn - że ściany królewskiego pałacu podsłuchi- wały swoich panów? -     Widywano śmierć faraonów po kilkumiesięcznym panowaniu i upadki dynastii, które rządziły dziewięcioma narodami. -   Bo ci faraonowie dla kadzielnicy zapomnieli o mieczu - odparł książę. Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Qu...

Lawa

  -   buntu przeciw faraonowi. Gdyby zaś udał się ich nikczemny zamiar, a z waszych pier- si gdyby zaczęła płynąć krew, ludzie ci ukryliby się przed włóczniami jak w tej chwili przed moim wezwaniem. -    Słuchajcie proroka!... Chwała ci, mężu boży!... - wołał tłum pochylając głowy. Poboż- niejsi upadali na ziemię. -    Słuchajcie mnie, ludu egipski... Za twoją wiarę w słowa kapłana, za posłuszeństwo fara- onowi i następcy, za cześć, jaką oddajecie słudze bożemu, spełni się nad wami łaska. Idźcie do domów waszych w pokoju, a może, nim zejdziecie z tego pagórka, Nil zacznie przybie- rać... -   Oby się tak stało!... -   Idźcie!... Im większa będzie wiara i pobożność wasza, tym prędzej ujrzycie znak łaski... -    Idźmy!... Idźmy!... Bądź błogosławiony, proroku, synu proroków... - Zaczęli rozchodzić się całując szaty kapłana. Wtem ktoś krzyknął: - Cud!... spełnia się cud!..: -   Na wieży w Memfis zapalono światło... Ni...